sobota, 2 września 2017

Kotlina Kłodzka


Wakacje dobiegają końca. W tym roku i tak przedłużono je uczniom. Były to specyficzne miesiące, o których trudno mi opowiedzieć wprost. Mam mętlik w głowie, myśląc o nich. Nie do końca udało mi się spełnić moje plany, choć starałam się bardzo. Jednego jestem jednak pewna, pod względem wyjazdów udała mi się tegoroczna przerwa od szkoły ( co swoją negatywną stronę miało w ilości postów na blogu, niestety).

Na początku był wyjazd z rodzicami do Kotliny Kłodzkiej. Nie jest to zbyt popularne miejsce.
Pewien czas temu przejeżdżałam tamtędy z rodzicami i bardzo urzekł mnie widok kamienniczek w Kłodzku.
Trochę minęło od tego czasu, ale wróciliśmy tam. Miejscowością, w której spaliśmy było właśnie to miasto.
Znaleźliśmy tam uroczy hotelik, gdzie miło odpoczywaliśmy po dniu pełnym zwiedzania.


Kłodzko jest specyficznym miastem jak dla mnie. Jest piękny, nie mogę mu tego odmówic. Niestety, ma on wielką szramę. Mimo wielu zabytkowych budynków, twierdzy, mostu ( najstarszego w Polsce), rynku brakuje mu do mojego pełnego zachwytu. Przede wszystkim jest strasznie zaniedbany. Widok przepięknej kamiennicy, która na oczach niszczeje, był tam bardzo powszechny. Związane jest to z zaniedbaniem, które jest według mnie głòwnym powodem jego problemów. Kłodzko, ma ogromny potencjał. Miejscem, które powinno tętnić życiem. Niestety, tak nie jest. Odczuwałam, jakby było ono lekko zapomniane. Trudno jest mi to opisać. Oczywiście, było tam trochę turystów, lecz nie zmieniało to klimatu tego miasta.



Jeśli ktoś uwielbia twierdze, forty i  chciałby je odwiedzić, w końcu dowiedzieć się o nich więcej, to szczerze polecam to miejsce. Odwiedziłam dwa, jeden w Kłodzku a drugi w Srebrnej Górze. Bardzo podobał mi się pobyt w obydwòch . Nauczyłam się tam wielu nowych rzeczy na ich temat. W dodatku  miejsca te mają niepowtarzalny urok.

Będąc tam musieliśmy odwiedzić również Zamek w Książu. Był piękniejszy niż sądziłam.. Ogromny, położony na wzniesieniu. Spędziliśmy tam cały dzień a i tak było to za krótko dla mnie. Będąc tam czułam, jakbym przeniosłam się w czasie. Jak dla mnie, to jedno z piękniejszych miejsc w Polsce. Tak samo ładna i interesująca jest okolica otaczająca go.


Spędzając czas w tej okolicy, po drodze odwiedziliśmy jeszcze kilka miejsc. Jednym z nich była kaplica czaszek w Czermnej. Tutaj mam mieszane uczucia. Z jednej strony pomieszczenie złożone z ludzkich kości, to niezapomniane przeżycie. Z drugiej,  jest ono bardzo małe, zdecydowanie nie tak wielkie jak wyobrażałam to sobie wcześniej. Drugim naszym przystankiem były Góry Stołowe. Dojazd, był naprawdę okropny, ale widok tych formacji skalnych, tak zapierał dech w piersiach...


Nie mogę zapomnieć o uroczej miejscowości, w której przystanęliśmy na początku tej podróży.
Był to pałac w Mosznej. Już spojrzenie na niego jest wielką przyjemnością. Jest jak z bajki..
W dodatku otoczony ślicznym parkiem. Wnętrza, jak dla mnie były lekko rozczarowujące, ale jego widok z dali wynagradzał wszystko..

Był to wspaniały wyjazd, z którego jestem bardzo szczęśliwa. Nie jedyny w te wakacje..
Kotlinę Kłodzką polecam zaś z całego serca, choć mam lekki żal do tak pięknego zakątka Polski o czym wspominałam na samym początku.

sobota, 15 lipca 2017

Wakacyjny przegląd filmowy


Filmy są jak dla mnie wyjątkowymi dziełami. Potrafiące przekazać ważne przesłanie, skłonić do zadumy, wzruszyć, wstrząsnąć widzami. Niektóre mogą pomóc się odprężyć, zapomnieć o całym świecie, zrelaksować. Inspirują, wzruszają, edukują. O zaletach kinematografi możnaby moim zdaniem rozmawiać godzinami.  Tymczasem ostatnio obejrzałam kilka ciekawych produkcji, którymi chciałabym się podzielić. 

"Pokuta"


Film, o którym dużo słyszałam. Byłam bardzo ciekawa, jaka będzie moja opinia. Niestety rozczarowałam się. Akcja jest bardzo powolna i dużo jej zdradzone jest w opisie. Myśl i motyw przewodni, są całkiem ciekawe, ale sposób w jaki sposób ta historia jest opowiedziana nie zbyt przypadł mi do gustu. Większą część seansu nudziłam się, tylko pod sam koniec dopiero choć trochę zainteresowałam. 

"Charlie"


Filmów o nastolatkach jest pełno a każdy z nich stara się w na nowy sposób, orginalnie opowiedzieć o bólu i problemach dorastania. Mimo tak wielu tytułów "Charlie" ogląda się z zainteresowaniem, gdyż historia głównego bohatera jest gorzka i mądrze przedstawiona. Bardzo przypadła mi ta produkcja do gustu.

"Niewinne"


Tytuł ten zdobył pewien czas temu rozgłos. Polsko-francuskiej producji, smutna, lecz nakręcona z wielkim wyczuciem opowieść o siostrach zakonnych. Okrutnie skrzywdzone podczas wojny  próbują poradzić sobie z nową rzeczywistością. Pragnie im pomóc młoda kobieta z czerwonego krzyża. Film, który nie zapewni  przyjemnego seansu widzom, ale intryguje, zapada w pamięć i zadaje odważne pytania.

"Pokot"


Kolejny polski film w tym spisie. Dawno żaden  nie skradł mi tak serca jak on. Ciekawa, intrygująca fabuła, do której wciąż chce się powracać, wspaniale nakręcony z niepowtarzalnym klimatem. Pokochałam go całym sercem i nie potrafię w kilku zdaniach oddać mojego całego zachwytu nad nim. Niepowtarzalny !

"Piękna i Bestia"


Kto nie chciałby powrócić do czasów dzieciństwa? Bajka ta nie była moją ulubioną, ale sposób w jaki opowiedziano ją na nowo, skradł mi serce. Widowisko, pięknie, z cudnymi ujęciami, muzyką .
Podoba mi się też trochę inne podejście do tematu, dodane wątki, podkreślone niektóre sytuacje. Z niecierpliwością czekam na więcej baśni przedstawionych w ten sposób !

"Amelia"


Co do tego tytułu mam mieszane uczucia. Z jednej strony ciekawy, niestandardowy i zapadający w pamięć, ale jednak czegoś mi zabrakło. Wiem, że dla wielu osób jeden z najlepszych filmów, ale mnie szczególnie nie uwiódł. Mimo to sądzę, że warto zapoznać się z tą produkcją.

"Jackie"


Po przeczytaniu książki "Jackie czy Marilyn? Ponadczasowe lekcje stylu" bardzo zaciekawiłam się postacią Pani Kennedy. Postanowiłam obejrzeć film opowiadający o jej losach. Niestety, zawiodłam się. Przedstawia on tylko jej historię w kontekście zamachu na Johna, kiedy jej cała biografia jest niezwykle intrygująca i warta uwagi. 

"Crimson Peak. Wzgórze krwi"


Przepiękny film z mrocznym i niepokojącym klimatem. Jest to wspaniale nakręcona opowieść o miłości, cierpieniu, zbrodni, od której nie jest się w stanie oderwać. Mój zachwyt nad nią jest ogromny ! W dodatku gra tam mój ulubiony aktor Tom Hiddleston. 

Oto cały wykaz tytułów, o których opinią chciałabym sie podzielić dzisiaj. Niedługo powinnien pojawić się kolejny post o filmach. Tymczasem życzę udanych chwil przed ekranami ;) 

środa, 12 lipca 2017

"Słone ciasteczka. 10 opowiadań erotycznych"


Czasami po lekturze zrodzi się w nas zainteresowanie pewnym tematem, zjawiskiem, bądź osobą.
Bardzo dobrze, to moim zdaniem świadczy o książce. Pewien czas temu czytałam "Bez cukru proszę", czyli wywiad z Katarzyną Millr.  W pewnym miejscu wspomniany został właśnie ten tytuł. Cóż, ciekawość jest silnym uczuciem i   postanowiłam pójść za nim w tym przypadku..

"Słone ciasteczka", to zbiór 10 opowiadań o tematyce erotycznej autorstwa Katarzyny Miller.
Różnią się one formą, podejściem do tematu, nastrojem, długością. W książce tej znajdziemy chociażby
zapis w formie dramatu, bądź jednego długiego dialogu. Niektóre  historie podane są w bardziej pikatnej wersji, inne stonowane, romantyczne. Niektóre z nauką, zadumą, inne beztroskie i radosne.

Przyznam, że byłam dość zaintrygowana sięgając po tą książeczkę. Ciekawiło mnie, jakie podejście będzie miała autorka i cóż wyjdzie z tych 10 opowiadań. Czy będą interesujące, czy może godne politowania  i jak najszybszego o nich zapomnienia? Jak trochę się domyślałam, moja opinia jest nieprecyzjna, podzielona i mam mieszane odczucia odnośnie tego tytułu.

Na początek chciałam zaznaczyć, że jeżeli szuka ktoś pełnych namiętności, bogatych w szeczegóły, opisanych z pasją zbliżeń, rozczaruje się bardzo. W pewien sposób można powiedzieć, że jest tylko jeden, lecz też nie przedstawiony w pełni. Dlaczego, więc na okładce pisze "10 opowiadań erotycznych"?
Główny nacisk w tej lekturze postawiony jest na uczucie. Jak ono się rodzi, kumuluje, nagle wybucha.
Jakie są jego konsekwencje, jak potrafi ranić, lecz równiez leczyć, uczyć. W opowiadaniach ujawnia się zawód  autorki (psycholog, psychoterapeutka), gdyż delikatnie wyczuwamy, czego miało nas każde nauczyć, ukazać w innym świetle.

Bardzo podobał mi się opisany powyżej zabieg. Morał ukryty w opowiadaniach o seksualności, jest ciekawym posunięciem, które może też wiele dać czytelnikowi. Jako zaletę zaliczyć mogę też zabawę autorki formami literackimi, sposobami opowiedzenia historii. Każde opowiadanie jest charakterystyczne i różni się od poprzedniego. Często zakończenia są niespodziewane, intrygujące oraz posiadają puentę.

Mimo ciekawych i silnych zalet, zabrakło czegoś  w tej książce. Przede wszystkim czytając opowiadania o takiej tematyce, powinno się odczuwać choć trochę emocji. Niestety, tu tak się nie stało.
Nie myślę ty o braku scen intymnych, gdyż nie to jest najważniejsze. Uzdolnony pisarz może w zwykłej scenie z codzienności zawrzeć tyle pasji, namiętności, bólu i pożądania, iż czytelnik nie będzie w stanie najpierw oderwać się od lektury a następnie powrócić do codzienności. Niestety, Katarzyna Miller nie posiada, bądź nie ukazała tej umiejętności swojej  książce. Czyta się ją jak zwykłą przyjemną, choć mało chwytającą za serce lekturę. Bardziej z ciekawości niż podług emocji.

Jest to poważny zarzut moim zdaniem. Nie w każdej książce burza uczuć u czytelnika jest najważniejsza, czasami główne przesłanie, forma są na pierwszym miejscu i to one skradają nam serce i rekompensują brak wręcz z nadwyżką. Tutaj jednak emocje powinny być na pierwszym miejscu zwłaszcza, że mamy do czynienia z opowiadaniami erotycznymi, które powinny szokować, przyśpieszać bicie serce, wywoływać rumieńce u czytającego.

Zastanawiam się, czy może usunięcie dopiska "Opowiadania erotyczne" i zastąpienie go innym, chociażby "Rozmyślania o miłości" nie byłoby lepszym posunięciem. Wtedy nie przykułabym takiej uwagi do uczuć towarzyszących w trakcie lektury i nie byłby to tak poważy zarzut. Niestety, nawet ciekawe pomysły na opowiadania czy przemyślenia, wskazówki autorki ukryte w nich, nie ratują mojego podejścia do tytułu.
Nie znalazłam tutaj jednak  nic nowego, intrygującego a o wyniesieniu czegoś z lektury nie wspominając.

Na końcu książeczki znajdują się limeryki i wiersze autorki o tematyce wspomnianej w tytule.
Jest to ciekawy dodatek, uzupełniający lekturę. Nie jestem wielkim znawcą tych gatunków, więc nie spróbuję ich głębiej oceniać. Jak dla mnie nie są one jednak wybitnie dobre. Po prostu przeciętne, tylko kilka na dłużej skradło moją ciekawość.

Moja ocena względem tego tytułu to jedynie 2/5.

czwartek, 6 lipca 2017

"Sandman. Dom lalki część 1"


Komiksy sa bardzo kontrowersyjną częścią kultury, popkultury. Dla wielu osób utożsamiane tylko z naiwnymi, ilustrowanymi opowieściami dla dzieci, bądź opowiadające tylko o losach superbohaterów w kolorowych kostiumach. Moim zdaniem to zbyt duże, błędne, wręcz okrutne uproszczenie.
W przypadku komiksów, jest tak samo, jak w z wieloma innymi tytułami. Są wybitne, chwytające za serce, zapadające w pamięć, jak również przeciętne i słabe. Jest wiele w różnych kategoriach. Niektóre uznawane są za wybitne klasyki, które wypada znać a list takich są dziesiątki, więc łatwo jest wybrać, odpowiednią ilustrowaną histoirię, według naszego gustu.

Władca snów został uwięziony przez grupę okultystów, pragnących przywołać jego siostrę Śmierć.
Cierpliwie czekał,  w końcu nadszeł moment uwolnienia . Powracając do swojego królestwa, zastał je w ruinie.  Postanowił odbudować, co okazało się być trudną i pełną poświęcenia pracą. Wiele rzeczy wydarzyło się pod jego nieobecność. Nie wszyscy są też radzi z jego powrotu....

"Sandman" jest jednym z moich ulubionych tytułów. Jest to mroczna opowieść, w której fabułę wplecionych jest wiele znanych motywów religijnych,mitologicznych, kulturowych, co jest dla mnie wielką zaletą. Snuta przez autora opowieść jest bardzo charakterystyczna i zapada w pamięć. Nie wszystko wypowiedziane jest wprost, zostawia miejsce na własne przemyślenia, interpretacje. Nie jestem na ogół zwolenniczką takiego sposobu narracji, w tym przypadku zjednuje to jednak moje serce.

Trzeba zaznaczyć, że w "Sandmanie" akcja jest lekko specyficzna, nie tylko odnośnie dowolności interpretacji. Nie jest to po prostu opis po kolei poczynań głównego bohatera. Jest ona prowadzona w sposób bardzo swobodny, lecz z czasem układający się w misternie usnutą historię. Poznajemy niepozorne losy nieznanych postaci, które poźniej odrywają znaczącą rolę. Cofamy się w przód, by poznać co wpłynęło na obecne działania. W dodatku choć teorytycznie jedynym stałym bohaterem jest Sandman, to poznajemy wiele osób. Osobiście chciałabym, aby poza nim było też kilka ważniejszych pobocznych, przewijających się w dalszych tomach. Nie mogę jednak narzekać, gdyż może tak później będzie?

W przypadku komiksów bardzo ważną rzeczą jest szata graficzna. Choć fabuła jest bardzo ważna, to słaba kreska może bardzo obniżyć naszą ocenę. W tym przypadku jest ona równie charakterystyczna, jak cały tytuł. Mroczna, utrzymana w ciemnych tonacjach, często linia  jest bardzo dramatyczna, szarpana, nagle urywana. Z pewnością po jednym zapoznaniu się z tym tytułem  nie zapomnimy o niej.
Osobiście bardzo przypadła mi do gustu, choć są sceny, kiedy jest ona bardzo chaotyczna i słabo można dojrzeć co konkretnie się dzieje, to jednak jest w niej coś szczególnego.  Idealnie oddaje ona nastrój, klimat tej seri i naprawdę dobrze dzięki  niej możemy się wczuć w wydarzenia  i przenieść w ten niezwykły świat.

"Sandman. Dom lalki część 1"  jest drugą partią wspaniałego komiksu o losach władcy snów. Zawsze w przypadku kontynuacji pada pytanie "Która część była lepsza?". Szczerze nie wiem, jaka odpowiedź jest prawidłowa. Pierwszy raz sięgając po ten cykl wszystko mnie zachwycało, było tak fascynujące, odkrywcze. Teraz mój entuzjazm lekko opadł, gdyż powróciłam do rzeczy już znanej. W dodatku część druga została podzielona na dwa wydania ( w tym przypadku, który ja posiadam) i do końca akcja nie jest zamknięta. Ten tom rozpoczyna jednak przepiękna historia o miłosći, która po prostu chwyciła mnie za serce. Naprawdę dawno, jakaś aż tak mnie nie poruszyła...

Zazwyczaj na koniec recenzji, lubię w skrócie napiasać, czy polecam ten tytuł, bądź nie. W tym przypadku sądzę, że będzie to raczej zbędne. Jest to drugi tom, więc większość osób najpierw zapozna się z pierwszym. Jeśli przypadł on do gustu, sięgną po ten tytuł i nie muszę ich długo  namawiać. Jeśli nie trafiła ta seria w ich preferencje to cóż.. Nie przekonam ich, gdyż to po prostu oznacza, że nie dla nich to dzieło.
Moja ocena zaś to 5/5.

Osobom zaintresowanym kupnem tej części ( co jest bardzo dobrą decyzją), chciałabym zaznaczyć dwie rzeczy. "Dom lalki" został u nas wydany w dwóch wydaniach. Można kupić go jako cienki zeszyt w miękkiej okładce podzielony na dwie części ( co ja uczyniłam), albo jako jedno wydanie w twardej okładce. Moim zdaniem pierwszy sposób nie jest za dobrym rozwiązaniem. Tom ten podzielony na części stał się dwiema bardzo cienkimi książkami, które za szybko się czyta i od razu potrzebuje kontynuacji. W dodatku nie za dobrze to moim zdaniem wygląda ( jako jedna księga w twardej okładce dużo lepiej prezentuje się na półce) i trzeba kupować dwa razy a seria ta nie zależy to najtańszych niestety.. To moja drobna uwaga odnośnie kupowania, aby na pewno być zadowolonym z tego co się zamówi.

czwartek, 29 czerwca 2017

"Wybrana"


Zasłyszana w przeszłości pełna zachwytu recenzja na temat konkretnego tytułu, ciekawie zapowiadający się opis, przepiękna okładka oraz w dodatku magnetyzujący początek. Składniki na wielkią nadzieję względem książki i budulec na fascynującą powieść. Byłam bardzo podekscytowana zaczynając czytać "Wybraną".
Byłam pewna, że zapowiada się wyjątkowa lektura.

Zwyczajna wioska, w której życie nie wyróżnia się niczym niż w tysięcy innych w całym królestwie.
Co 10 lat mieszkańcy wstrzymują oddech i z napięciem oczekują rozwoju wypadków. Co tyle lat bowiem Smok, potężny czarodziej, który chroni ich wioskę, wybiera jedną dziewczynę i zabiera do swojej wieży.
Nikt nie wie jaki los czeka wybraną. Agnieszka jest jedną z dziewcząt, z których mag wybierze towarzyszkę. Tym razem wszyscy mieszkańcy są przeświadczeni, że zostanie nią  przyjaciółka głównej bohaterki,  Kasia. Jest najbardziej wyjątkową z nich wszystkich, od dziecka przygotowywaną do tej roli.
Nikt jednak nie przewidział  takiego rozwoju wypadków...

Miałam wielkie oczekiwania względem tej książki. Przeczytałam wiele pozytywnych opini i nie mogłam doczekać się, aż zacznę ją czytać. Niestety, rozczarowałam się bardzo.. Dawno nie byłam tak zmęczona lekturą i szczerze odliczałam stron do końca. W trakcie przewracania jej stronnic zgadywałam, cóż tym razem wymyśli autorka i jak niepozytywnie mnie zaskoczy...

Przede wszystkim strasznie irytowali mnie bohaterowie a najbardziej Agnieszka. O ile jej nieporadność i upór były całkiem interesujące, to nie czułam ani trochę sympatii względem niej.
Nie przeżywałam jej cierpień, wręcz obojętne były mi jej losy. Brakowało mi większego ukazania jej uczuć, psychiki. Niestety, w przypadku reszty postaci jest tylko gorzej.. Jednowymiarowi, sztuczni, przewidywalni i zwyczajnie nudni.  Z całej powieści jedynie Smok, jest choć trochę interesujący i przyjemnie czyta się wątki z nim, choć i tak daleko mi do zachwytu ...

Akcja... Kolejna rzecz, która tylko pogłębiła moją niechęć względem tej powieści. Nie tylko jest powolna, ale w dodatku ciągle się plącze, wraca do punktu wyjścia. Nawet sceny bitew, czyjejś śmierci, które powinny być dramatyczne i wywołać choć trochę emocji w moim przypadku tylko nużyły.
Jak dla mnie tylko początek książki był w miarę przyjemny, im dalej tym gorzej...

W lekturze tej nie zabrakło romansu. Zazwyczaj lubię, kiedy akcja urozmaicona jest uczuciem, zwłaszcza jeśli jest to zrobione w sposób ciekawy i umiejętny. Niestety, w tym przypadku jest odwrotnie. Nie wiem nawet czy lepiej gdy jest ta nieudana próba wprowadzenia go, czy może lepszą decyzją byłoby oszczędzenie go czytelnikom. Nawet w tym przypadku nie odczuwałam większych uniesień, kolejne rozczarowanie...

Ksiażkę tą mogłabym podsumować jednym słowem : rozczarowanie. Najlepiej oddaje ono moje uczucia po zakończeniu tej lektury, kiedy zmuszałam sie, aby siadać do niej i skończyć ją. Ciekawiła mnie moja opinia tak różna od wszystkich, tak  pełnych zachwytu. Okazało się, że mimo przewagi pozytywnych zdań na temat tego tytuły, są też takie jak moje. Osobiście odradzam tą książkę, bo szczerze mnie ona zmęczyła, nic też nie wyniosłam z niej. Większości osób przypadła jednak ona do gustu, więc jeśli ktoś ma ochotę niech spróbuje i sam oceni, do której grupy się zalicza.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

"Wikingowie"



Jednym z moich ulubionych darów telewizji są seriale. Opowiadające niezwykłe opowieści, pozwalające zżyć nam się z bohaterami, poznać odmienne światy i odległe czasy. Jestem przekonana, że w ogromie tytułów, każdy znajdzie coś dla siebie. Moim jednym z ulubinych pytań jest właśnie "Jaki jest twój ulubiony serial?" Często czuję wręcz zniechęcenie pod wpływem wiedzy, jak wiele jest interesujących produkcji, które chciałabym poznać, lecz brakuje mi tyle potrzebnego czasu..

Moim ukochanym gatunkiem, jeśli chodzi o książki, filmy czy właśnie seriale, to historyczne.
Po prostu kocham przeszłość, rozmyślać o niej, dumać jak wygladałoby moje życie w tamtych realiach.
Fascynuje mnie to i zawsze odnajdując tytuł w ulubionej epoce, bądź przeciwnie, w najmniej znanej obiecuję się z nim zapoznać. Mam ich naprawdę już długą listę i ciągle tylko narzekam na tak krótki i nierozciągliwy czas. Mimo to staram się uparcie i systematycznie zapoznywać się z jej punktami.

Wikingowie. Dzielni wojownicy z północy. Każdy o nich słyszał. Fascynujący od lat. Nieustępliwi, niepowstrzymani. Drżała przed nimi cała średniowieczna Europa. W ich obrębie najazdów znalazły się nie tylko ziemie Brytyjskie, Franków, Ruś, lecz również Południowa Hiszpania . Zasiedlili Islandię, odkryli Grenlandię, lecz również wielu uczonych przypisuje im pierwsze dotarcie do wybrzeży Ameryki Północnej. Lud ze wspaniałą historią, kulturą, dziedzictwem. Mogłabym czytać o nich godzinami a wciąż byłoby mi mało.. Od dłuższego już czasu obiecywałam sobie obejrzeć serial o nich, który tak idealnie pasuje do moich zainteresować. Nareszcie zrealizowałam swoje postanowienie.

Ragnar Lodbrok, jeden z najsłynniejszych ( o ile nie najsłynniejszy) Wiking w całej historii.
Zaczynał jako zwykły rolnik, lecz jego przeznaczenie było dużo większe. Pełne wyzwań, bólu, poświęcenia, kontrowersyjnych decyzji. Był człowiekiem wizji, bogatym w charyzmę. Jego pragnienie osiągnięcia czegoś nowego, spektakularnego i ciągłe przesuwanie granic, zmieniło jego dotychczasowe życie. Nie tylko jego..

Zakochałam się w tym serialu, Jego magia, klimat, historia, bohaterowie. Po prostu przez kilkanaście dni żyłam nim. Wywołał u mnie tysiąc emocji, od skrajności w skrajność. Lękam się, że nie uda mi się oddać tu mojego całego zachwytu nad tą serią a naprawdę jest tyle rzeczy do poruszenia...

Na początku chciałabym wspomnieć o akcji, gdyż o bohaterach będę długo się rozwodzić. Jest ona bardzo szybka, wręcz ani razu nie nudziłam się w trakcie oglądania serialu. Jedno wydarzenie goni kolejne, fundując nam kalejdoskop emocji. Bicie serca zwalniało tylko podczas konkretnych momentów, mianowicie pełnych zadumy, powagi, majestatu scen ukazujących rytualne wydarzenia jak ślub, pogrzeb, składanie ofiar, bądź tych poprzedzająch bardzo ważne wydarzenie np. atak na nieznany ląd, bądź pojedynek. Stwierdziłam, że są to minuty, kiedy akcja minimalnie zwalnia. Nie kojarzmy jednak tego z nudą. Jak dla mnie były to najwspanialsze, najbardziej interesujące motywy w tym tytule. Pełne piękna, lecz również napięcia.

W książkach i filmach bohaterowie są jedną z najważniejszych rzeczy, które w największy sposób mogą zadecydować, czy dany tytuł zagości w naszym sercu, bądź będziemy żałować czasu na niego poświęconego. Postacie w "Wikingach" nie byłe dobre, bądź ciekawe... Były świetne!
Pełnd emocji, intrygujujące. Każda z nich ma inne pragnienia, nadzieje. Odczuwa odmienny rodzaj bólu i musi zmierzyć się z własnym przeznaczeniem.

Od "Gry o tron" żaden serial nie zaprezentował mi tak niezwykłych, charakterystycznych bohaterów.
Każdy z nich ma własną historię, prezentuje odmienną drogę życia. Zapadają oni w naszą pamięć.
Część z nich będziemy uwielbiać, drugą nienawidzić. W wielu momentach jedni widzowie życzyć będą powodzenia konkretnej postaci, kiedy kolejni zajęci będą trzymaniem kciuków za innego. Naprawdę pod względem bohaterów ( i nie tylko), to jeden z najlepszych seriali, mogę postawić go wręcz na równi z moją ukochaną "Grą o tron".

Wikingowie. Zapewnie wielu z was przeświadczonych jest, że akcja kręcić, będzie się głównie wokół męskich postaci. Oczywiście Ragnar, jego brat Rollo, niezwykły budowniczy statków Floki, są głównymi osiami fabuły, tak samo jak Brytyjscy władcy i Frankijscy. Kobiety jednak nie są tylko postaciami pobocznymi, dopełnieniami mężczyzn. Odważnie wysuwają się one na pierwszy plan. Są nie tylko matkami i towarzyszkami, ale również odważnymi wojowniczkami, silnymi przywódczyniami. Choć i wśród żeńskiej części poznamy odmienne charaktery, postawy. Jedne wzbudzą nasza szczerą sympatię, inne antypatię.

Główną osią serialu są podboje groźnych wojowników północy. To one przyniosly im "sławę", zapisały ich w dziejach ludzkości. Nie tylko zwyczajnie atakowali i grabili, ale angażowali się w politykę, zawierali sojusze. W tym tytule bardzo ważną rokę odgrywają też królowie brytyjscy w szczególności Ecbert, który podstępliwością, ambicją i marzeniami dumnie nie ustępuje samemu Ragnarowi. Bardzo podobało mi się właśnie w tym tytule, że nie poznajemy tylko kultury, histori Wikingów, lecz możemy przyjrzeć się uwczesnej Brytani a później również Cesarstwu Frankijskiemu a nawet Półwyspowi Iberyjskiemu pod panowaniem muzułmanów. Jest to właśnie jedna z moich ulubionych zalet tej produkcji. Dzięki niej możemy przyjrzeć się tylu wspaniałym kulturom, dostrzec różnice między nimi, porównywać.

Jak wyżej wspomniałam, uwielbiałam przyglądać się różnicom pomiędzy poszczególnymi królestwami, bohaterami. Jedną z ważniejszych była religia. W tamtych czasach, tak bardzo wpływająca na życie postaci, wręcz definiująca kim są. Nie trzeba czekać długo na konflikt między nimi. Ciekawość, nienawiść, strach a czasami zagubienie.. Najlepiej obrazuje to postać Athelstana. Jego rozerwanie pomiędzy starą, dogłębnie poznaną religią a nową, tak odmienną, lecz fascynującą.... Szukający odpowiedzi nie tylko w  kogo wierzyć,  ale kim tak naprawdę jest...

Jestem święcie przekonana, że tego serialu nie da się oglądać bez szaleńczo bijącego serca  i zmieniających się w mgnienu oka emocji. Nie jeden raz wybuchniemy śmiechem, ale będziemy też płakać. Naprawdę pełno tu wzruszających momentów i trudno nie uronić łzy. Gniew, rozczarowanie, napięcie, zaduma. Produkcja ta po prostu nie pozwala przejść obojętnie wokół zdarzeń na ekranie, co moim zdaniem jest znaczną zaletą.

Wspominając o emocjach, trudno zapomnieć o miłości. Oczywiście, nie zabrakło jej w tym tytule.
Bohaterowie ukazani są z wielu stron, toteż przyglądamy się im jak zakochują się, cierpią, są zazdrośni, zdolni do wszelakich poświęceń w jej imię. Wiele jest tu naprawdę przepięknych historii o sile tego uczucia.
Naprawdę pod tym względem nie można niczego odmówić i byłam szczerze zachwycona.

Ostatni sezon kończy się bardzo otwarcie, wręcz nie dowierzamy, iż nie ma kolejnego odcinka. W przypadku "Wikingów", było tak po każdej części, ale po IV to uczucie jest tysiąckroć większe.
Podczas jego trwania, dochodzi do znaczących, odmieniających fabułę zdarzeń. W dodatku poznajemy kolejnych, nowych bohaterów, którzy zapowiadają wiele pełnych emocji zdarzeń.

Podsumowując, "Wikingowie", to wspaniały serial! Jest w nim wszystko, czego oczekuję od dobrych produkcji w tym gatunku  a nawet jeszcze więcej ! Zaskoczył mnie bardzo i to w pozytywny sposób. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych tytułów, jakie miałam przyjemność oglądać, po równi z dotychczas niedoścignioną "Grą o tron". Szczerze polecam, bo nie żałuję ani minuty spędzonej z nim.

piątek, 23 czerwca 2017

Wakacje


1 września żaden uczeń nie ma świadomości, jak szybko owe 10 miesięcy przeminie. Wydaje się raczej odczuwać ich ciężar i z nostalgią powracać do wakacji. Cóż, jak zawsze z niedowierzaniem obserwuję, jak nadszedł dzień zakończenia. Kolejny szkolny rok za mną. Był on naprawdę ciężki. 2 klasa gimananzjum okazała się być okresem prawdziwej nauki zwłaszcza, że na ten rok zaplanowany mieliśmy największy fragment programu do przerobienia, najwięcej godzin. Nie jeden raz byłam okropnie zmęczona i jedyną rzeczą, której  pragnęłam, to był sen. Jest to niestety powód, dlaczego w tym roku było stosunkowo mało postów, nad czym bardzo ubolewam.

Z pozytywnej strony, nareszcie nadszedł czas beztroski i  wolnych dni ! Mogę prawie całym czasem dysponować według własnej woli. W końcu znajdę wystarczające chwile dla czytania książek, które tak uwielbiam, oglądania filmów, których tytułów mam spisaną naprawdę długą listę, uczenia się rzeczy, które mnie pasjonują.

Poza czytaniem i oglądaniem filmów z różnych moich list, zapisków ( których mam mnóstwo !),  chciałabym również wziąść się poważnie za moje tegoroczne wyzwania czyli przeczytanie 6 książek po angielsku oraz obejrzeniu, jak najwięcej filmów Tima Burtona, Woody Allena, Smarzowskiego.

Pragnę również znaleźć czas na uczenie się języków obcych, które sprawia mi dużo satysfakcji.
Angielski powoli wkrada się do coraz większej ilości aspektów mojego życia, z czego jestem bardzo rada ;)
Mogę pozwolić już sobie na czytanie artykułów, udzielanie się na forach,  pisanie e-maili a nawet oglądanie filmów i seriali. Mój niemiecki, jednak bardzo kuleje. Trochę starałam się nad nim pracować w roku szkolnym, ale to stanowczo za mało, stanowczo... Mam plany, aby w wakacje się nim porządnie zająć.

Oto krótki ułamek moich planów i wiązanych z nimi nadziei .Wierzę, że uda mi się jak najwięcej z nich zrealizować a czas tegorocznych wakacji, będę wspominać z uśmiechem na twarzy ;)

środa, 14 czerwca 2017

Włochy


Niestety, przez ostatni czas nie pisałam nic na blogu. Miała na to wpływ końcówka roku, ale również przygotowania i sam wyjazd do Włoch ! Od zawsze marzyłam, aby odwiedzić ten tak fascynujący kraj.
Miejsce, w którym historia wyłania się z każdego zaułka i wydaje się nie być miejsca, które nie skrywałoby jakieś opowieści.


Sam wyjazd trwał 9 dni, lecz w jedną stronę jechaliśmy około 12 godzin. Cóż, nie powiem,  było to męczące. Jak dla mnie wizja miejsc, które odwiedzę była jednak tak kusząca i łagodząca, że byłam w stanie znieść wszystkie niedogodności. Pierwszym miejscem, które zwiedziliśmy była Padwa. Przepiękne miasto z klimatem. Znane głównie dzięki postaci Św. Antoniego, którego to bazylika przyciąga wielu pielgrzymów i turystów. Byliśmy tam około dwóch godzin, ale jak dla mnie to stanowczo zbyt mało. W ogóle przebywając w  większości miast podczas tej wycieczki czułam niedosyt i pragnęłam powrócić jeszcze raz.


Po południu przybyliśmy do naszej miejscowości. Było to urocze San Mauro Mare.
Jego główną osią jest turystyka, toteż niczego tam nie brakowało. Spokojna plaża, wiele pizzeri, miejsc, w których miło można spędzić czas. Niedaleko ( z 10 - 15 minut spokojnego spaceru) znajdowało się Gatteo a Mare. Większe i bardziej tętniące życiem. Na okrągło coś się tam działo, raz jakaś potańcówka, to znowu festyn,kiedy indziej koncert. Dwa przyjemne miasteczka, do wyboru wedle preferencji. Jedno dla ceniących spokój, drugie dla osób, co ciągle muszą być w wirze zdarzeń.





Pogoda dopisała niezwykle. Była to sama końcówka maja i początek czerwca, więc było bardzo ciepło ( zwłaszcza w porównaniu z tegoroczną pogodą w mojej Ojczyźnie), ale jeszcze nie upalnie.
Niedaleko znajdowało się państwo-miasto San Marino, gdzie udaliśmy się na wycieczkę. Położone wysoko, toteż rozciągał się stamtąd niezwykły widok. Zakochałam się w jego zabytkowej zabudowie i nieśpiesznej atmosferze. Obok było Mirini, gdzie spodobało mi się centrum oraz pamiątki po Imperium Rzymskim, które od dziecka mnie fascynuje. Do Cesenatico , którego port projektował sam Leonardo da Vinci, udaliśmy się wieczorem. Przepiękne łódki, wiele romantycznych restauracji i niepowtarzalny urok, to jego zalety.




Być we Włoszech i nie zahaczyć o Rzym? Byłoby to dla mie nie do wybaczenia. Był to punkt programu, który głównie przekonał mnie do tego wyjazdu. Jednak rozczarowałam się.. Dla tego tak pełnego zabytków miasta, historii wartych pochylenia się nad nimi , jeden w dodatku niepełny dzień, to zdecydowanie za mało. Zdecydowanie.... Nie mogę jednak, nie przyznać mu niepowtarzalnego uroku, którego nie oddadzą zdjęcia.











Rzym, to też Watykan. Od niego zaczęliśmy nasze zwiedzanie. Udaliśmy się na audiencję generalną. Wprawdzie musieliśmy czekać w długiej kolejce, ale potem mieliśmy możliwość ujrzeć z daleka Ojca Świętego i przebywać na placu Św. Piotr, który robi monumentalne wrażenie. Niestety w konsekwencji nie dane mi było zwiedzić Bazyliki Świętego Piotra, nad czym bardzo rozpaczam i ciągle żałuję. Można było ją zwiedzać dopiero za 3 godziny, my zaś nie mieliśmy tyle czasu. Jest to wielki ból dla mnie, już nie wspominając o Kaplicy Sykstyńskiej, Muzeum Watykańskim czy też ogrodach. Mam, toteż kolejny powód, aby powrócić do Włoch.


Nie tylko jednak zwiedzaliśmy zabytki. Dwa dni spędziliśmy też w wielkim Parku Rozrywki Mirabilandii.
Był to miły przerywnik. Nie jestem wielkim pasjonatem takich miejsc, ale tym zachwyciłam się.
Zaprojektowany z pomysłem ( moje serce skradł kawałek stylizowany na Dziki Zachód i w takim klimacie dom strachów z aktorami), gdzie każdy znajdzie miejsce dla siebie. Spragnieni adrenaliny znajdą ją na iSpeed oraz Katun, bądź Oil Towers . W Niagara Falls zostanie się porządnie zmoczonym, na diabelskim młynie odpocznie. Jest tam kilka skwerków, gdzie w przyjemnej atmosferze można odetchnąć od silnych wrażeń. Jest też wiele atrakcji dla młodszych osób. W dadatku jest tam również park wodny, ale otwierano go po naszej wizycie, toteż nie mogę o nim opowiedzieć.




Miastem, które całkowicie uwiodło mnie jest ( co wcale nie jest dziwne) jest Wenecja. Przepiękne kanały, urokliwe uliczki, piękny plac Św. Marka oraz tego patrona Bazylika, która jest najpiękniejszą, w jakiej dotychczas byłam , pałac Dożów. Spacerując tam nie dało się nie uciec myślami ku przeszłości, karnawałowi czy zwykłym romantycznym westchnieniom.




Był to wspaniały czas. Odpoczęłam, zwiedziłam wiele miejsc i poznałam kolejny kraj. Dowiedziałam sie też, że muszę jeszcze raz odwiedzić to państwo. Ponownie Rzym, po którym czuję niedosyt i Wenecję,  w której się zakochałam. W dodatku marzę jeszcze o Mediolanie, Pizie, Florencji, Sycyli, Pompejach. Ciągle tyle wspaniałych miejsc przede mną...

poniedziałek, 22 maja 2017

"Jackie czy Marilyn? Ponadczasowe lekcje stylu"




W obecnych czasach pełno jest przeróżnych poradników. Wydaje się, jakby nie było dziedziny, o której nie opowiadałby chociaż jeden.  Pewien czas temu natrafiłam na artykuł, opowiadający jak poradzić sobie z ich natłokiem ! Cóż, z pewnością mnogość publikacji tego typu na rynku wydawniczym ma swoje zalety, gdyż możemy poznawać nowe dziedziny, podszkolić się, wyszlifować swoje umiejętności. Z innej trudno w tym gąszczu tytułów znaleźć prawdziwe perełki, książki warte uwagi a nie po raz setny, powtórzające znane wszystkim mądrości. Sama sięgam czasami po jakąś lekturę z tego gatunku. Poczytam kilka stronnic i okładam.  Bardzo rzadko zdarza mi się przeczytać całą i to naraz, stąd też tak mało recenzji takiego rodzaju. Czasami robię wyjątek.

Czy da się podzielić kobiety na dwa rodzaje? Z całą pewnością nie. Ludzie są tak złożonymi istotami, o których można by pisać godzinami, analizować ich zachowania, odkrywać nowe rzeczy.  Autorka wyszła jednak z założenia, że w znacznym stopniu upraszczając, można wyodrębnić dwa kobiece style zachowania, „bycia”. J.F. Kennedy i Marilyn Monroe posłużyły za ich przykłady. Różnica wyczuwalna w każdym calu. Dwa całkowicie przeciwstawne charaktery, zachowania, zasady, seksualność. Mimo to ikony i wzory dla wielu dziewcząt. Czy każda z nas jest jedną z nich, albo pomieszaniem poszczególnych cech? Czy da się to jednoznacznie określić? Cóż da nam ta wiedza?

Pomysł autorki bardzo przypadł mi do gustu.  Idea takiego podziału płci żeńskiej jest dosyć oryginalna, w dodatku znane kobiety  wybrane za przykłady, świetnie ukazują co chciała ona przekazać . Co ciekawe, choć Jackie i Marilyn wydają się jak biały i czarny, łączą je pewne cechy, zasady. Porównywanie  ich, analizowanie i przyglądanie się im było niezwykłą przyjemnością.

Książka napisana jest w sposób, lekki i przyjemny. Czytanie jej jest ciekawą i miłą lekturą. Pełno jest w niej różnych ciekawostek, anegdot .Tekst urozmaicony jest zabawnymi ilustracjami, ramkami. Dodaje to przejrzystości i urozmaica stronnice. Podsumowując całą szata graficzna jest ona bardzo przyjemna.

Niestety poradnik ten nie jest bez wad.  Przede wszystkim bardzo odrzucało mnie ciągłę zaznaczanie marek sklepów w jakich zakupy robiły bohaterki. Nie wnosi to tak naprawdę nic do wizji, jaką chciała przekazać autorka i mnie osobiście irytowało. Zabrakło mi również bardziej praktycznych rad, wskazówek.

Znaczną zaletą tej ksiażki jest jej lekkość. Jest to przyjemna lektura,którą można niezobowiązująco poczytać w wolnym czasie. Z drugiej strony, to właśnie decyduje o jej wartości. Miła lektura, ale tak naprawdę nie zmieniająca w znacznym stopniu naszego życia, mało odkrywcza. To przesądza o takiej a nie innej ocenie jak 3/5

poniedziałek, 15 maja 2017

"Jedenaście minut"


Są książki, które się kocha, albo nie znosi. Tak samo jest również ze znanymi autorami, zwłaszcza z bardzo popularnymi  i nie do końca szablonowymi. Czy ktoś nie słyszał o Paulo Coelho? Pisarz bardzo urodzajny, na co najmniej jedną z jego ksiażek napewno każdy raz się natknął, na cytat już na pewno.
Z pewnością jest postacią kontrowersyjną a jego dzieła wyróżnają się w morzu lektur. Często czytałam bardzo pochlebne recenzje o jego tytułach, kiedy indziej całkowicie odwrotnie. Wiele osób on irytuje, jest uososobieniem przerostu formy nad treścią. Niektórym "przejadł się".  Byłam bardzo zaintrygowana i już naprawdę od dawna obiecywałam sobie, sięgnąć po książkę jego autorstwa.

Maria jest młodą, piękną dziewczyną, która pragnie od życia więcej niż jest ono w stanie jej zaoferować.
Codzienność, świat dookoła niej jest niczym cień, nie wystarcza jej. Marzeniami, planami ucieka daleko gdzie indziej.  Miłość fascynuje ją i zarazem rani. Pragnie doświadczyć jej piękna. Jedna decyja odmienia jej życie na zawsze. W konsekwencji wielu decyzji, zaczyna trudzić się najstarszą profesją świata. Mimo, że jej praca teorytycznie związana jest z "miłością", czy przyniesie jej szczęście? Czy odnajdzie ona prawdziwe, wyśnione uczucie? Czy uda się jej spełnić własne marzenia i jak potoczą się jej losy?

Są różne opinie, na temat ile stron powinniśmy dać książce, aby akcja się dostacznie rozwinęła a fabuła wciągnęła. 50, 100? W przypadku " Jedynastu minut " od początku nie mogłam przestać czytać.
Sposób w jaki autor opisuje choćby najbardziej prozaiczną sytuację jak np. drogę do szkoły, zachwycił mnie.  Naprawdę atmosfera w tej lekturze jest niezwykła  a pióro pisarza niezwykle przypadło mi do gustu.
 Wspaniale oddaje ono ludzkie uczucia, rozterki, pragnienia


Wspominając o stylu narracji, nie można zapomnieć o scenach miłosnych. Spodziewałam się, że będą one wspominane ( są w końcu istotą zawodu bohaterki, który ma znaczny wpływ na fabułę). Nie wiedziałam na ile oraz jak. Na szczęście nie rozczarowałam się. Paulo Coelho opisał momenty zbliżenień z wyczuciem, w sposób subtelny, interesuący i pełen emocji. Nie były one wulgarne, ani odrażające w swojej dosłowności. Sądzę, że spoglądając pod tym względem jako kryterium, moim zdaniem należą one do jednych z lepszych.

Bohaterzy bardzo rzutują na nasz odbiór konkretnego tytułu. Mogą sprawić,że czas spędzony nad nim pozytywnie zapisze się w naszej pamięci, albo będzie męczarnią  i będzie odpychać nas od stronnic.
Na szczęście Maria bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza jej pragnienie poznania świata, ludzi, dokonania i doświadczenia czegoś większego niż oferuje jej miejscowość. Ma silny charakter, dąży do zrealizowania swoich marzeń. Podejmuje niełatwe, kontrowersyjne decyzje. Można ją krytykować, osądzać, ale bardzo mi  to odpowiada. Nie lubię jednowymiarowych bohaterów, najbardziej cieszą mnie trudni do ocenienia w kategoriach "dobry", "zły". Skłaniający do przemyśleń.

Miłość jest oczywiście ważnym motywem. Czytając poznajemy jej przeróżne strony, maski. Różnice jakie dzielą jej odcienie, nie jeden raz trudne do odróżnienia. Książka ta jest właśnie zamyśleniem nad nią, pragnieniem kochania i bycia kochanym. Dotyka wielu jej sfer chociażby czy możemy mieć wpływ na ukochaną osobę. Miłość fascynuje Marię i zarazem rani. Być może nie każdy się z nią zgodzi miejscami, ale mimo to moim zdaniem warto ją przeczytać.

Można zarzucić autorowi, że jest to niczym bajka, ale czy nie można pozwolić na to w dorosłym świecie?
Czy kraina marzeń, miłości, nadzieji jest tylko dla dzieci i po wieku dojrzewania, zamyka się na zawsze?
Napewno jednak akcja dzieje się  według odwiecznych zasad?
Zakończenie czy będzie według reguł baśni, pełne optymizmu a może ukaże ból, prozę codzienności, dorosłości? Ja osobiście mam mieszane uczucia odnośnie ostatniej kartki, ale jestem jednej rzeczy pewna.
Ta książka zasługuje na 5/5, jest po prostu wspaniała !

poniedziałek, 8 maja 2017

"Kod Leonarda da Vinci"


Są książki, które urosły wręcz do miana legend, często natykamy sie na wzmianki o nich a wciąż prowadzone są płomienne dyskusje na ich temat. Uwielbiane prez jednych, lecz znienawidzone przez innych.
Uwielbiam takie tytuły i najchętniej od razu wyrobiłabym sobie zdanie o nich. "Kod Leonarda da Vinci" swego czasu wywołał wielką sensację. Ja osobiście nie pamiętam wielkiego zachwytu nad nim, ale często natrafiałam na jego opisu. Przyznam, że od dawna pragnęłam zapoznać się z tą lekturą, ale z różnych przyczyn odkładałam to na później. Nareszcie jednak to zrealizowałam.

Francją wstrząsa tajemnicze morderstwo kustosza w Luwrze. Okoliczności w jakich zostaje znalezione jego ciało są nadzwyczaj niestandardowe, wręcz niepokojące. Na miejsce zbrodni zostaje wezwany Robert Langdon, profesor symboliki religijnej. Dostrzega on ukryte znaczenia w otaczającej ich scenerii.
Powoli odkrywa on,że rozpoczął się wyścig, w którym stawką jest wielka tajemnica ludzkości a jego przeciwnik jest naprawdę potężny..

Często zdarza mi się pokładać zbyt wielkie nadzieje w konkretnym tytule. Czasami nie udźwiga on moich pragnień i czuję się rozczarowana. Wydaje się, że lepiej byłoby gdybym nie przywiązywała do niego tyle skrytych pragnień a wtedy byłby po prostu miłą, przeciętną lekturą. Cóż, sława niektórym szkodzi.
Niestety tak właśnie stało się w przypadku "Kodu Leonarda da Vinci". Słynna, kultowa wręcz książka.
Dużo wyczekiwałam, lecz na marne..

Przede wszystkim bohaterowie nie przypadli mi do gustu. Nie wzbudzali u mnie większych uczuć, byli jednowymiarowy i nieciekawi. O ile w wielu przypadkach lektur, postacie są główną zaletą, to tu definitywnie się rozczarowałam. W ogóle mnie o oni nie interesowali, o większości z nich prawie nic nie dowiedzieli się czytelnicy. Przeszłość znamy zaledwie dwóch bohaterów z całej książki. Krótkie i nieliczne opisy ich uczuć, pragnień nie zachwyciły mnie. Brakowało mi w nich pasji, zaintrygowania.

Akcji nie można odmówić szybkości. Nie jest zła, muszę to stwierdzić. Podobało mi się, że w jednym rozdziale przygladaliśmy się zdarzeniom jednych bohaterów a w następnym innych. Dzięki temu trzymani byliśmy w lekkiej niepewności, wręcz napięciu. Mogliśmy spróbować zrozumieć ich motywacje oraz działania. Wiele jest zwrotów wydarzeń, które zdaniem czasami były moim nadzbyt wymuszone momentami, bez kilku spokojnie, by się obeszło, być może jednak taki jest urok tego gatunku.

Najważniejszą częścią, istotą tej lektury jest tytułowy kod a dokładniej wielka tajemnica kościoła.
Jej wskazówki poukrywane są w słynnych obrazach, dziełach sztuki, zabytkach a nawet we współczesnej popkulturze. Ich odgadywanie, łączenie jest jedną z głównych osi fabuły, jak dla mnie całkiem przyjemną.
Brakowało mi większych emocji o czym już wspominałam i akcja zbyt szybko przyśpieszała przez co mało było tak istotnego przecież napięcia.

Najważniejszym wątkiem jest oczywiście potężny sekret, który nie może ujrzeć światła, według kościelnych przestawicieli. To on jest główną intrygą, motywem, który przyciągnął tak wielu czytelników do tej książki, wywował skandal. Wiele było dyskusji o tym co jest fikcją, co podobnież prawdą, bądź o ukrytych znaczeniach. Cóż, jestem młodą dziewczyną i nie mogę pamiętać fascynacji i kontrowersji związanych z tym tytułem. Samą teorię przedstawioną w tej lekturze, znałam już od dawna, toteż nie wywołała na mnie wrażenia.

Końcówka zaś.. Są z pewnością osoby, które lubią poetyckie, rozmyte, niedopowiedziane zakończenia.
Są przypadki, kiedy ta jedna niewygrana nutka porusza moje serce i na długi czas nie pozwala zapomnieć o książce. Bardzo sporadycznie się tak zdarza i przeważnie lubię precyzyjnie wyrażoną myśl, wyjaśnione wszystkie wątki, dopowiedziane tajemnice. Zabrakło mi tego...

Zdaję sobie sprawę jak wielki fenomen wywołał kiedyś "Kod Leonarda da Vinci", jaką rozpętał dyskusję, przetarł szlak i jak wielu doczekał się naśladowców. Szanuję to, ale moja ocena to zaledwie 3/5. Rozczarowałam się.

środa, 3 maja 2017

"Małe życie"



Często po skończeniu lektury lubię rozmyślać, w jakim słowie, zwrocie mogłabym ją zmieścić, oddać ją i jej przesłanie. Zazwyczaj nie mam z tym problemu, lecz są powieści, które powoli odkładam na półkę i zatracam się w myślach. Do tego momentu nie wymyśliłam wyrazów do "Małego życia". Przyjaźń? Dojrzewanie? Uciekanie przed demonami przeszłości? Ból,poświęcenie?  Z pewnością nie jest to szablonowa ksiażka a jej czytanie wywoła wiele emocji.

Czwórka przyjaciół. Dwóch białych, dwóch czarnych. Całkowicie różniący się charakterami, przeszłością, marzeniami. Wszyscy walczący pełną pasją o swoje cele. Z trudem stawiający czoło każdemu porankowi.
Powoli wkraczający w dorosłe życie, które wcale nie jest tak piękne, jak mogłoby się wydawać.
W dodatku jeden z nich, najbardziej skryty, posiada tajemnicę, której nikt nie może się dowiedzieć..

"Małe życie" jest wyjatkową lekurą, której na długo nie można zapomnieć. Posiada ona tak charakterystyczny klimat,który na długo zapadnie nam w pamięć. Tak samo łatwo po jej zakończeniu  się  nie otrząśniemy,ciągle po odłożeniu jej, będzie kroczyła za nami. Według mnie są to cechy tylko naprawdę wyjątkowych książek.

Kogo z nas nie intrygują tajemnice? Zawsze najbardziej pragniemy tego co jest zakazane . Główną osią akcji, jest tu właśnie sekret. Poważny, wywołujący lawinę emocji. Jeden z tych, które nigdy nie powinne wyjść na światło dzienne. Czy jednak taka postawa jest słusza? Napewno warto za wszelką cenę zataić przeszłość? Nie są to łatwe pytania, bez jednoznacznej odpowiedzi. "Małe życie" jest właśnie próbą poszukania ich, pełną chęci poznania, zrozumienia.

Bohaterowie są niezwykłą zaletą tej książki. Nie jeden raz użyłam tego zwrotu,bo są przypadki, kiedy naprawdę jestem zachwycona nimi a ja w tej kwesti jestem dosyć wybredna. Odnośnie tej lektury,to zdanie nie oddaje w pełni ich kunsztu. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu,jak w nieziemski sposób zostali oni opisani. Wydaje się jakbyśmy ich wręcz znali. Oni są głównym plusem tej książki, sprawiają, że nie odkładamy tej lektury na półkę, lecz w napięcu przewracamy jej stronnice.

Książka opowiada o losach czwórki przyjaciół, lecz skupia się głównie na historii Juda i Willa. Jest tak wprawdzie z powodu, że najbardziej dramatyczne i pełne pasji zdarzenia ich dotykają. Według mnie jednak jeśli książka opowiada o całej paczce przyjaciół, to powinna być trochę bardziej sprawiedliwie rozłożona  fabuła między nimi. Jest to jednak tylko moja opinia, lekki zarzut, lecz nie rażąca wada.

Przyjaźń jest główną osią fabuły. Opis jej przeróżnych obliczy, form. Jak wpływa ona na poszczególne postacie, diametralnie zmienia momentani ich życie. Moim zdaniem jest to naprawdę zręcznie i ciekawie poprowadzony motyw w tej książce, który skłania do dłuższych przemyśleń.

Kolejnym uczuciem, pojęciem przewijającym się przez stronnice tej książki to miłość. Jej różne twarze.
Okrutne, toksyczne, lecz również szlachetne, pełne poświęcenia, oddania. Trudno czytając tą powieść, nie zadumać się nad jej znaczeniem, czym tak naprawdę jest tak często używane przez nas słowo. Jak łatwo je obrzydzić, zniszczyć a z jakim trudem odbudować wiarę w jego siłę. Przyznam, że jest tu jeden z ciekawszych i niepowtarzalnych romansów,jakie czytałam. Choć przy tej całej historii słowo "romans" jest takie nijakie, mało oddający głębie i skomlikowanie wszystkich czynników tej fabuły.

Uczucia. Ich z pewnością wiele jest w tej książke i równie wielka liczba nam towarzyszy. Momentami uśmiechamy się rozbawieni, wzdychamy pełni zadumy. Często będzięmy unosić się gniewem nad ludzkim okrucieństwem, cierpieniem ofiar, ranami, które nigdy w pełni się nie zagoją. Wiele jest wzruszających momentów, podczas których łza powoli spłynie po policzku..

Ważnym wątkiem w tej powieści jest również samookaleczanie. Temat naprawdę trudny, wymagający  wielkiej wrażliwości i wyczucia u pisarza. W tym przypadku został on opisany w godny podziwu sposób.   Jak przedstawione zostały powody sięgania po tą metodę, wszystkie uczucia z nią związane.. Moim zdaniem w tej tematyce jest to jedna z najlepszych książek.

Bardzo przypadł mi do gustu i zainspirował wątek o pracy prawnika, którego jest pełno w tej książce.
W pewien sposób praca definiuje i rozróżnia bohaterów. Ambitny, uciekający przed przeszłością i teraźniejszością w prawniczą karierę Jude, szukający szczęścia, początkujący aktor Will, zniechęcony architekt Malcolm, ambiny, szukający swojej luki artysta Jb. Opis ich walk o sukces, ciężkiej pracy, był dla mnie naprawdę wyjątkowym motywem, powiedziałabym, że wręcz najbardziej ulubionym.

Książka naprawdę przypadła mi do gustu. Uczucia, wrażenia, atmosfera jakie towarzyszą nam w trakcie czytania są niepowtarzalne (choć nie do końca radosne i optymistyczne, często dotykać czytelników będzie smutek, zniechęcenie). Podejrzewam, że lektura ta mogłaby wręcz zostać moim tytułem roku, gdyby nie pewna bliska osoba, która zdradziła mi wiele istotnych faktów ( zniszczenia mi dramatycznej końcówki książki, nigdy nie wybaczę, bo naprawdę robi ono wrażenie), czego osobiście nienawidzę i odebrało mi pełną przyjemność z czytania. Z tego powodu moja ocena to 4/5 a jestem pewna, że dla wielu osób będzie to conajmniej 5/5 !

piątek, 28 kwietnia 2017

"Belle epoque"


Uwielbiam romyślać nad przeszłością, toteż filmy,których akcja dzieje się w  dawnych latach są często przeze mnie wybierane. Kocham przyglądać się jak wyglądały dawniej stroje, codzienność, budynki, które zamieszkiwali,  Niezwykle mnie to fascynuje i zawsze natknięcie się na produkcję, która dzieje się w moim ulubionym okresie historycznym, bądź w najmniej mi znanym, intryguje mnie i zmusza, aby sięgnąć po nią. Bardzo cenię też seriale historyczne, gdyż dzięki wielu odcinkom jeszcze lepiej jest mi wczuć się w tamte czasy. Mam kilka ukochanych tytułów, lecz wiele jest ciągle przede mną. Niestety, mało jest wciąż  widowiskowich serii , których akcja działaby się w Polsce.  


Ostatnio bardzo reklamowany był serial "Belle  Epoque". Wiele było wywiadów i programów o tym jak powstawał,  przybliżających realia epoki, analiz bohaterów, Przyznam, że byłam bardzo podekscytowana tą produkcją. Moment w historii niezwykle interesujący w dodatku akcja opleciona wokół morderstw i prób ich wytłumaczenia,zdemaskowania mordercy. Wielka, nieszczęśliwa miłość i poszukiwanie zemsty. Dużo wspominano też o ich staraniach,aby jak najwierniej  oddać klimat tamtych czasów. Zapowiadało się naprawdę interesująco.

Jan Edigey-Korycki powraca do Krakowa po dlugiej nieobecności. Jego powrót szybko staje się sensacją z powodu dramatycznego wydarzenia, które poprzedziło jego wyjazd. Pragnie on rozwiązać tajemnicę morderstwa swojej matki. Wciąż powracają jednak do niego widma przeszłości. Niewyjaśnione zdarzenia, okoliczności, tajemnice. W dodatku ciągle nie zapomniał o swojej wielkiej miłości, o którą będzie musiał zawalczyć.

Szczerze mówiąc trudno ocenić mi jednoznacznie ten serial. Nie potrawię szybko stwierdzić, czy był zły albo dobry. Miał on swój urok, czar, który sprawiał, że co środę siadałam przed telewizorem, lecz również wady,na które nie mogłam przymknąć oka.

Przede wszystkim jak wspominałam już wyżej, jestem zachwycona ideą polskiego serialu historycznego na taką skalę. Oczywiście wiele jest polskich serii ( choćby "Bodo"czy "Czas honoru", które bardzo dobrze wspominam), lecz mało jest, które mogłoby mierzyć się z zagranicznymi, wielkimi produkcjami,które mają swoich oddanych fanów na całym świecie. Dlatego bardzo byłam zadowolona powstaniem takiego serialu, który mógł stać się skromnym, lecz niezbędnym krokiem w tą stronę.

Niestety, nie było tak pięknie. Zamysł, wizja były naprawdę wspaniałe, lecz  realizacja..
Nie podobało mi sie bardzo, jak rozplanowana była akcja. Mogę wybaczyć to w przypadku pojedynczych odcinków, bo regułą jest wręcz, że przed samym końcem musi wydarzyć się jak najwięcej i urwać w najbardziej eksytującym momencie. W przypadku głównej intrygii serialu brakowało mi dobrego budowania  napięcia, powolnego odsłania kart ( czego idealnym przykładem w polskim wydaniu może być "Belfer") a w tym przypadku prawie wszystko rozegrało się w ostatnich trzech odcinkach.

Denerwowała mnie również ścieżka dźwiękowa. Osobiście uważam, że jeżeli akcja dzieje się w przeszłości,jest wielka troska, aby oddać wszystko jak najdokładniej, to muzyka powinna być z tamtych lat albo charakteryzowana na nią.W tym przypadku mnie ona bardzo irytowała, nie pasowała mi i sprawiała bardzo nieatrakcyjne wrażenie.

Bardzo podobała mi się za to staranność, z jaką wykonano tą produkcję. Dbałość o najmniejsze szczegóły.
Uważnie odtworzone wnętrza, ulice, stroje. Na wielki plus zaliczam również ukazanie różnic w grupach społecznych. Akcja nie toczy się tylko wśród zamożnych, ale również wokół biedniejszych. Możemy przyjrzeć się, jak bardzo różniły się ich losy, ubrania, domy a czasami również zachowania. Takich kontrastów najbardziej poszukuję w filmach i serialach.

Bardzo przypadły mi również sylwetki bohaterek. Wprawdzie główną postacią jest Jan, lecz na rozwój wypadków duży wpływ mają trzy całkowicie różne kobiety ; Konstancja, Misia,Weronika.
Jedna jest dojrzałą, zamożną i szanowaną kobietą. Druga upartą prostytutką. Weronika za to wykształconą, niezwykle inteligentną, niezależną kobietą. Dzięki nim serial oglądało mi się naprawdę dobrze i z zainteresowaniem.

Tak oto według mnie rysują się zalety oraz wady głośnego,polskiego serialu  "Belle  Epoque".
Niestety końcówka, która chyba miała zachwycić i szokować, być może zaintrygować, mnie całkowicie rozczarowała, doszczętnie zniszczyła dobrą opinię o tym tytule. Moim zdaniem wyszło bardzo sztucznie, na siłę i nieciekawie.  Być może są osoby, którym przypadło to do gustu, ja jednak się do nich nie zaliczam.. 

Czy polecam ten serial? Z pewnością warto obejrzeć go dla strojów, scenografii i samego pomysłu, jednak nie warto nastawiać się na wielki zachwyt, gdyż bardzo boleśnie się rozczarujemy.Sądze,że nie będzie to wielka strata czasu a warto mieć własne zdanie i spędzić chwilę przyglądając się losom bohaterów na tle pięknej epoki.

czwartek, 20 kwietnia 2017

"Bez cukru, proszę"


Czasami nachodzi mnie ochota poczytać sobie jaką autobiografię bądź wywiad. Od dawna na mojej półce leżało "Bez cukru proszę" czyli zapis rozmowy z Katarzyną Miller, znaną terapeutką.
Postanowiłam w końcu zapoznać się z tym tytułem.

Przyznam,że podchodziłam  z lekkim lękiem do tej książki. Wywiady wydawane jako ksiażki są dosyć specyficnym gaunkiem. O ile uwielbiam je czytać w gazetach, to w większej objętości często mnie nudzą.
Na szczęście w tym przypadku tak nie było. Rozmowa między Katarzyną Miller a Danutą Kondratowicz   jest naprawdę interesująca, szokująca w swojej bezpośredniości,jak w tytule wspomniane "bez cukru".

W rozmowie między kobietami poruszonych jest wiele tematów w tym niektóre dosyć odważne.
Podobało mi się, że nasza "główna postać" nie stawia siebie za wzór,nie boi się otwarcie przyznać do włąsnych błędów, wad. Nie opowiada jak wiele osób o wspaniałym dzieciństwie i wylicza listę wdzięczności wobec rodziców,lecz przyznaje się do trudnej relacji z własną matką,bólu i lękach okresu dorastania włącznie z próbą samobójczą.

Wiele miejsca poświęconego jest samoakceptacji, pojęciu piękna,miłości. Podobało mi się, jak Katarzyna Miller opowiadała o życiu i różnych często bolesnych wspomnieniach niczym o rodzaju  lekcji. Niby często mówi się,że powinno się tak robić, ale jak podejść w ten sposób do  przeżyć bolesnych, niczym niezagojone rany? Bardzo mnie się to podobało i myślę, że dla wielu osób będzie przydatne.

Interesującym wątkiem było również odczytywanie snów. Katarzyna Miller przywiązuje do nich duże znaczenie i  z zainteresowaniem czytałam o tym jak ona je interpretuje, używa w terapi i jak niektóre zmieniły jej życie. W wielu przypadkach jej opinie oraz podejście może być różnie oceniane.  Mnie w większości przekonywały jej kwestie. Nie zabrakło też zabawnych momentów jak np. o muzyce disco polo. Lekko irytowało mnie może jej podejście, jakby terapii powinien się każdy poddać a więksość problemów najlepiej rozwiązywać w gabinecie.

Zapis rozmowy między Katarzyną Miller a Danutą Kondratowicz czyta się bardzo przyjemnie i z pewnością dostarczy wiele  inspiracji. Dla niektórych zaś może okazać ważną lekturą. Moja ocena to 4/5

sobota, 15 kwietnia 2017

Wielkanoc



e

Wszystkim czytelnikom w ten wyjąkowy czas życzę pięknych chwil w niedzielę,smacznego wielkanocnego jajka, mokrego Dyngusa oraz oczywiście wspaniałych książek!

niedziela, 9 kwietnia 2017

"Królowa"




Elżbieta Cherezińska jest moją ulubioną autorką jak nie jeden raz już wspominałam. Jej książki są dla mnie prawdziwymi perełkami, największymi czytelniczymi przyjemnościami. Jej cykl „Odrodzone królestwo” czy „Północna droga” zapewniły jej moje wielkie przywiązanie i szczególne miejsce w biblioteczce oraz w sercu.
Z ciekawością wyglądałam kolejnego o losach niepokornej, niepowtarzalnej piastowskiej księżniczki.
Pierwszy  tom „Harda” bardzo przypadł mi do gustu i z zaciekawieniem sięgnęłam po „Królową”. 
Czy dotrzyma poziom poprzedniczki?

Zniknięcie Tyry siostry Swena stało się iskrą. Od tego wydarzenia wszystkie struny zostaną napięte i tylko chwila dzielić będzie od decydującego wydarzenia. Tymczasem pleść będą się intrygi, zapadać ważne decyzje.
Akcja przenosić będzie od Hedeby, Roskilde, Londynu, Wolina aż po Gniezno i nie tylko…
Przed Świętosławą burzliwe chwile a dla nas czytelników zapierające dech w piersiach przygody.

Przyznam, że mnie „Królowa” jeszcze bardziej przypadła do gustu niż „Harda”. Szczerze mówiąc do końca nie wiem dlaczego, gdyż pierwsza część również była na bardzo wysokim poziomie. Czyta się bardzo szybko i naprawdę trudno oderwać się od stronnic. Akcja dzieje się jeszcze szybciej, wiele jest dramatycznych zdarzeń i naprawdę trudno o chwilę spokoju.

Poznajemy tutaj wielu nowych bohaterów z różnych krain. Nie mniej, nasze główne postacie z wcześniejszej części wciąż wiele zajmują naszej uwagi. Więcej miejsca poświęcono tu naszemu Bolesławowi. Jego działania staną się jeszcze odważniejsze, lecz również ryzykowne. Na szczęście nie zabrakło również mojej ulubionej Astrydy, której rola stanie się naprawdę istotna… Mnie osobiście bardzo zaintrygowała postać Bezpryma inna niż sobie ją dotychczas wyobrażałam, nie mniej jednak interesująca. Każdy bohater jest jednak dopracowany, charakterystyczny. 

Akcja przenosi się z jednego miejsca do drugiego, dzięki czemu możemy zaobserwować jak wiele istotnych wydarzeń miało miejsce w tamtych czasach. Naprawdę trudno, aby akcja lekko zwolniła. Wraz  z bohaterami przyglądamy, jak zmieniał się ówczesny świat. Nowy Bóg rosnący w siłę. Inne metody sprawowania władzy, rosnące w siłę młode potęgi.

Nie zabrakło jak to w książkach Elżbiety Cherezińskiej, symboliki, poetyckich rozwiązań. Mnie osobiście przypada to do gustu. Końcówka może nie za bardzo, ale kilka słabszych stron tak wspaniałej książce można wybaczyć. Spodobało mi się za to „Od Autorki”, gdzie opowiada, jak zbierała źródła do napisania książki oraz jak ona powstawała.

„Królowa”, bardzo mi się spodobała. Jest to wspaniale napisana opowieść o fascynującej, niejednoznacznej postaci  z naszej historii, niesłusznie lekko zapomnianej. Trzymająca w napięciu książka o niezwykłym fragmencie historii Europy. Moja ocena nie może być inna niż 5/5

wtorek, 14 marca 2017

"Harda"



Są autorzy, po których książki sięgamy bez zastanowienia. Wcześniejsze spotkania z nimi po prostu przekonały nas do nich i zdobyły nasze zaufanie. Jednym z pierwszych nazwisk, które przychodzi mi do głowy po pytaniu "Ulubiony pisarz?" jest Elżbieta Cherezińska. Sposób w jaki opisuje ona świat bohaterów, tworzy ich i prowadzi fabułę wprawia mnie w wielki podziw. Jednym z moich ukochanych momentów w historii jest wczesne średniowiecze, zaś kultura krajów skandynawskich jak i nasza rdzenna pasjonują mnie od dawna. Wiedząc, że wątki te przeplatają się w książce autorstwa Elżbiety Cherezińskiej, musiałam ją przeczytać...

Życie kobiet w średniowieczu nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza gdy było się córką pełnego charyzmy i wizji księcia młodego, lecz znaczącego już państwa. Świętosława i Bolesław od dziecka przyuczani byli do swoich przyszłych ról z podziwem patrząc na zręcznych politycznych graczy.
Córka Mieszka, której życie pełne było bólu, chwały, miłości, nienawiści. Przezwana Hardą przez swój nieugięty charakter. W niespokojanych czasach, w których przyszło jej żyć każdy nieostrożny krok, mógł przesądzić o porażce, lecz gra była o wielką stawkę i tylko ryzyko mogło przynieść zwycięzstwo.

Zanim sięgnęłam po tą książkę, słyszałam o niej wiele pełnych zachwytów słów. Nie podchodziłam jednak z ostrożnością, gdyż po mojej ulubionej autorce mogłam się spodziewać wzbudzania tylu dobrych recenzji.
Już same pierwsze strony powieści porywają nas w swój świat. Sposób opisywania ówczesnych realiów sprawia, że nie trudno nam wyobrazić sobie wszystkie rozgrywające się zdarzenia i wczuć w główne postacie.

Bohaterowie.. Jak zawsze w powieściach Elżbiety Cherezińskiej są oni niezwykle dopracowani i charakterystyczni. Trudno mówić o mieszaniu się ich, gdyż każdy tak zapada w pamięć. Część wzbudzi naszą sympatię, inni nie. Nie ma tu charakterystycznego podziału na dobrych i złych. Sama główna bohaterka nie jest idealna i momentami wzbudzała moją niecheć. Musze zaznaczyć, że choć tytuł może sugerować co innego, książka nie skupia się wyłącznie na losach Świętosławy, lecz również  na kilku innych postaciach, dzięki czemu możemy pozać poszczególne punkty widzenia, determinacje.

W książce tej nie zabrakło oczywiście miłości. Wręcz odgrywa ona bardzo ważną rolę i jest jej naprawdę pełno a w opisywaniu jej zawiłych losów Cherezińska jest naprawdę wybitna. Wiele emocji przewija się przez stronnicę tej pełnej objętości i nie pozwala nam na oderwanie się od lektury.
Połączenie wątków Skandynawskich oraz początków naszej polskiej histori zaowocowało tą wspaniałą powieścią. Moim zdaniem jest naprawdę warta uwagi i oceniam ją 5/5.