poniedziałek, 29 lutego 2016

Co nieco o "Krzyżakach"


Zdaję sobie sprawę, że w lutym zbyt wiele postów się nie pojawiło. Przykro mi z tego powodu, bo naprawdę lubię pisać recenzje, dzielić się swoimi przemyśleniami, lecz w tym miesiącu naprawdę nie byłam w stanie więcej napisać. Mozolnie męczyłam "Krzyżaków" w dodatku koniec semestru, więc i do nauki ostatnia chwila, by naprawdę się przyłożyć. Książkę, którą wcześniej przeczytałam i chciałabym co nieco o niej opowiedzieć musiałam niezwłocznie oddać do biblioteki, bo mi minął już termin a inna osoba ją zamówiła a teraz nie jestem w stanie jej zdobyć. Nie lubię użalania i postaram się w marcu jak najwięcej pisać, ale chiałam być szczera i powiedzieć czemu było tak a nie innaczej...

Wiele już było dyskusji o sensie lektur czy dobrze, że są, bo "zmuszają" młodzież do czytania i każda ma za zadanie coś przekazać np. oddać klimaty średniowiecza czy jakieś rozważania autora w kwestiach moralno-filozoficznych, ale w sumie też po nikąd odstraszają niektórych od czytelnictwa, bo rzadko kiedy jakiegoś nastolatka interesują krzyżacy czy potop ( on akurat jest świetny!). Ja niestety długo męczyłam tę książkę z utęsknieniem spoglądając na inne pozycje z mojej biblioteczki i odliczałam strony, ile jeszcze do końca...

Tak naprawdę nie wiem czy wypada recenzować czy nawet bardziej lekko mówić swoje odczucia o tak ważnej, wielkiej księdze autorstwa Sienkiewicza. Dla wielu osób była przecież ona tak ważna, odegrała nie małą rolę w świadomości naszych przodków zwłaszcza w trudnych chwilach naszego kraju. Z przyjaciółmi nie raz jednak wywodziłam się o moich odczuciach z czytaniem jej i myślę, że nie będzie nic złego jak podzielę się nimi z moimi czytelnikami.

Każde pokolenie jest inne, coś co niedawno było innowacyjne, zaskujące obecnie jest czymś pospolitym. Podobnie jest w literaturze. Czytając wiekowe lektury często zacinamy się w nich i porzucamy dalsze poświęcanie im czasu albo brniemy na siłę. Nie zawsze tak jest oczywiście. Niektórym upływ czasu nie szkodzi a nawet podnosi ich ocenę. Są też osoby, które po prostu lubią dawny sposób pisania i są tego koneserami. Ja plasuję się gdzieś pośrodku i momentami styl pisania naszego noblisty nie tylko nie podobał mi się a nawet irytował...

Podziwiam wkład i poświęcenie jakie włożył  jednkaże w pisanie niechudej książki tak bogatej w szczególiki, różne opisy. Za to kłaniam mu się nisko i przyznam, że wiele osób nużą całe strony o  życiu dworskim, postępowaniu rycerzy czy wadach zakonu krzyżackiego, to mnie umilały lekturę i szczerze podobały się ! Z całą pewnością to one utrzymywały mnie przy lekturze.

Choć Maćka z Bogdańca uwielbiam, to Zbyszko średnio przypdał mi do gustu. Plasuje się on mimo wszystko wyżej niż Danusia... Nie wiem czemu, ale strasznie jej nie lubiałam! Wiem, że miała ona zaledwie 12 lat, ale to wychwalanie jej pod niebiosa przy jej dość.... nudnym charakterze, działało mi lekko na nerwy. Jej losy napędzają głównie akcję, ale w porównaniu do świetnie skonstruowanej postaci Jagienki wypada licho. Hława również przywoływał mi uśmiech na twarzy zaś doświadczony przez życie, budzący strach Jurand ciekawił mnie niezmiernie.

Maćko,postaci drugoplanowe oraz liczne opisy  to wielka zaleta tej powieści. Niestety nie śpiesząca się akcja i brak wywoływania u mnie większych, gwałtowniejszych uczyć, cóż to przechyla jednak szalę i nie będę zbyt mile wracać choćby wspomnieniami do "Krzyżaków". Gdybym może sięgnęła po nich w przeze mnie wybranym momencie i kiedy naprawdę bym tego chciała, to może bardziej dałabym się ponieść histori o miłości, która nie zna granic, ale również o tej nieśmiałej, nieodwzajemnianej.  O walce z wrogiem, który od lat toczy krew narodowi, pięknie ukazane realia średniowiecza na ziemiach polskich. Tak jednak nie za bardzo przypada mi do gustu.

Takie są moje przemyślenia zaraz po skończeniu lektury.Ja teraz  z radością wybiorę dowolną książkę, z którą wreszcie spędzony czas będzie moim wyborem.  Jakie są jednak wasze wspomnienia i przemyślenia o "Krzyżakach"?

środa, 17 lutego 2016

"Gangsta"


Każdy z nas ma swoje ulubione "klimaty" wokół, których lubi czytać książki, oglądać filmy. W przypadku anime lubię bardzo seineny czyli produkcje kierowane do mężczyzn. Bardzo realne, brutalne momentami a nie takie słodkie jak niektóre produkcje Shōjo czyli właśnie dla nastolatek. Ostatnio jednak częściej składało się, że  sięgałam po serie z innych kategori, więc teraz z wielką przyjemnością powróciłam do swojego ulubieńca i dałam się zatracić histori opowiedzianej w "Gangście".

Akcja dzieje się w Ergastulum. Mieście, w którym zasady wyznaczają rodzinne mafie w tym "Czterej Ojcowie". Narkotyki, napaście, prostytucja są tam na dziennym porządku. Głównymi bohaterami są Worick oraz Nicolas. Współpracują oni z policją oraz mafią wykonując różne zlecenia, oscylując między nimi. W pierwszym odcinku poznają oni Alex, brutalnie wykorzystywaną przez swojego opiekuna. Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze Nieśmiertelników. W przeszłości podczas wojny żołnierzom na froncie podawano narkotyk, który miał podwojić ich siły oraz wydajność. Z czasem na jaw wyszły jego inne skutki czyli potężna wytrzymałość, niezwykłe umiejętnośći walki. Ma to jednak drugą stronę medalu. Muszą oni ciągle zażywać Celebrer oraz dożywają góra 30 lat. Choć normalni ludzie są od nich słabsi i lękają się ich, to równocześnie nimi pogardzają. Wynajmowanie przez zamożne rodziny to najczęstszy ich los, zwłaszcza iż ostatnio ktoś na nich poluje.

"Gansta" podbiła moje serce jak dawno żadne anime ( z wyjątkiem świetnego "Grobowca Świetlików"). Świat tak realnie oddający nasze realia, ale równocześnie tajemniczy i fantastyczny właśnie przez wątek Nieśmiertelników. Jak to typowy seinen, więc nie każdemu też przypadnie do gustu, ja osobiście kocham tem gatunek. Bardzo podobali mi się również bohaterowie. Worick, który na zewnątrz lekko szalony, zabawny głęboko w sercu chowa dawne rany, wspomnienia w czym niczym niestety pomaga mu niestandardowa pamięć. Zamknięty w sobie, mało wylewny Nicolas, którego z swoim partnerem w zleceniach połączyły drastyczne zdarzenia z dzieciństwa.

Alex, dla której Ergastulum jest miejscem lekko mówiąc dziwnym i strasznym. Rządzące się własnymi zasadami, które musi szybko przyswoić, by jej egzystencja oraz przyjaciół nie była zagrożona. Dzięki niej właśnie poznajemy je oraz różne jego tajemnice.

Do kreski tej produkcji nie mam żadnych zastrzeżeń. Opening wpada w ucho zaś ending bardzo przypadł mi do gustu. Na ogół końcówka była najbardziej emocjonalna i "mocna" zaś zaraz zaczynała lecieć lekko romantyczna piosenka.. Bardzo fajny moim zdaniem zabieg.

Anime to strasznie polubiałam, toteż jedynie sen z powiek spędzała mi mała ilość odcinków, bo zaledwie 12.
Nie lubię przeciągania na siłę i jakoś składa się, że moje ukochane serie mają mniej więcej tyle odcinków ( wyjątkiem może być jedynie "Rainbow: Nisha Rokubou no Shichinin" albo "Attack on titian "). Pod koniec rozwinęło się najwięcej wątków, najbardziej nie mogłam oderwać siętoteż od oglądania. W dzień, gdy miałam obejrzeć ostatni odcinek zabiegałam o spokój, urządziłam sobie miły kącik, bo byłam pewna, że skoro tak akcja przyśpieszyła w ostanich episodach to ten będzie niezwykły. Niestety...

Końcówka nic nie wyjaśnia, zostawia wiele nie jasności. Przez kilka minut nie mogłam dojść do siebie. Szybko poszukałam w internecie czy planowana jest druga seria albo choćby dorobienie kilku odcinków, niestety studio zbankrutowało i raczej nie warto robić sobie nadzieji... Bardzo mnie to uderzyło, bo zżyłam się z tym światem, postaciami i nie wiadomo jak zakończyły się ich losy. Jest to dla mnie duży minus. Z drugiej strony może to moje przeżywanie braku kontynuacji świadczy o tym jak dobra jest ta produkcja?

Polecam gorąco "Ganstę" wszystkim, którzy lubią gansterskie klimaty. Serie bardziej życiowe, ale z lekką nutką fantazji. Powinna trafić ona do męski części czytelników, choć ja jestem nastolatką a jestem bardzo nią przejęta.

sobota, 13 lutego 2016

"Grobowiec świetlików"


Anime może wydawać się, że jest  stosunkowym nowym zjawiskiem kulturowym, jednakże korzenie swoje ma już w XX wieku, kiedy Japończycy zaczęli eksperymentować z zachodnią sztuką animacji. W 70 latach 7zerwano z wzorowaniem się na amerykańskich kreskówkach i zaczęto tworzyć własny, niepowtarzalny styl.
Technika ciągle idzie na przód i miło jest powracać do starszych produkcji, przyjrzeć się jakie był ówczesny warsztat, sposoby oddawania reali świata. Pod postem "Anime i mangi" anonimowa osoba w komentarzu poleciła mi kilka mang oraz właśnie "Grobowiec świetlików", który postanowiłam jak najszybciej zobaczyć.

Życie Seita i jego siostrzyczki Setsuko pełne rodzinnego ciepła diametralnie zmieniło zbombardowanie ich rodzinnego miasteczka w wyniku, którego zostają zmuszeni stawić czoło okropieństwom wojny i bolesnym realiom życia. Nastolatek, którego świat zostaje wywrócony do góry nogami musi zatroszczyć się również o jedyną bliską mu duszę. Czy dane będzie im zaznać jeszcze szczęścia? Jak potoczą się ich los w tak niepewnych  jutra czasach?

Dawno nie oglądałam tak wzruszającego i przejmującego anime czy filmu. Odtąd będzie ono napewno moim argumentem przeciw "To są tylko dziecinne bajki". Nie wiem czy jakaś bajeczka mogłaby tak chwycić mnie za rękę. Opowiedzieć tak życiową historię, nie polukrowaną, ale właśnie gorzką acz przez to tak piękną..
O miłości rodzeństwa, poświęceniu, ale również obojętności i znieczuleniu.

Produkja jest z roku 1988 i muszę przyznać, że oczarowana byłam jej rysunkami. Postęp w animacji napewno ma swoje zalety, ale "Grobowiec świetlików" właśnie przez to, że jest starszym dziełem, to podbił me serce. Kolory i sylwetki postaci bardziej realne zaś ścieżka  dźwiękowa tak dobrze oddająca klimat dzieła.. Wspaniała perełka, którą żal byłoby przeoczyć.

Akcja zaczyna się dziać tak zaprawdę od samych pierwszych słów ( zdradzenie ich zabrałoby wam przyjemność). Do samego końca jesteśmy trzymani w napięciu i niepewności co do dalszych losów postaci, które też zasługują na uwagę. Każda wyraźnie oddana, reprezentująca sobą różne poglądy, stanowiska w czasie wojny.Możemy zaobserwować jak wojna wpływa na nich, zmienia ich postępowanie.

Anime te oceniam 5/5 i naprawdę warto je obejrzeć choć nie koniecznie będzie to przyjemna chwila odpoczynku, jednak po zakończeniu go będziemy zadowoleni, że takie dzieło nie uszło naszej uwadze i może jeszcze nie raz do niego powrócimy...

poniedziałek, 8 lutego 2016

"Diabelska przełęcz"



Lubię wierzyć w przeznaczenie, ciekawe sploty przypadków. Najczęściej mam tak właśnie z książkami oraz filmami. Czym kieruję się, że wyjmuję z półki tą a nie inną, bądź że coś zwodzi od oddania przed przeczytaniem? Dwa tygodnie temu po obejrzeniu "Wersal. Prawo krwi",( który też swoją drogą gorąco polecam) zaczął się film, który zaintrygował mnie już samym tytułem oraz napisem : "Historia na faktach"...
Postanowiłam obejrzyć tylko początek jakieś 15 minut a po pierwszej, kiedy już się skończył nie byłam jescze w stanie dojść do siebie....

W 1993 roku w Stanach Zjednoczonych trójka chłopców miejących po 8 lat wybrała się na przejeżdżkę rowerami. Mieli być przed 15, ale nie wróci na noc... Rodzice są przerażeni, przeczuwają tragedię. Wkrótce w miejscowej Diabelskiej Przełęczy zostają odnalezione ich okaleczone zwłoki. Wszyscy są w strząśnięci  i zaczynają szukać sprawców, tego okrucieństwa. Oskarżenia odrazu padają na trzech miejscowych chłopców wyróźniających się swoim wyglądem oraz słuchaną muzyką. Ich proces staje się po części medialnym show, ale i wielką walką między ich prywatnym detyktywem i adwokatami przeciw widocznie stronniczym sędzim oraz opinią publiczną.

Głównym bohaterem prosukcji jest prywatny dziennikarz Ron, który zaintrygowany tajemniczymi okolicznościami zbrodni postanawia zangażować się w nią. Zdaje sobie on szybko sprawę, że będzie ona niezwykle trudna, gdyż wszyscy już nieoficjalnie postawili wyrok na chłopcach. Im dłużej jest ona jednak prowadzona tym więcej wychodzi na wierzch niejasności, sprzecznych informacji. Czy cokolwiek jednak może pomóc odkryć prawdę, gdy wszystko odwraca się przeciw nim?

Podobała mi się bardzo niepokojąca atmosfera tego filmu, który w napięciu trzymał mnie do zakończenia, którego przyznam nie spodziewałam się. Do gustu przypadli mi też bohaterowie. Uparty, pełen wiary w prawo adwokat, cierpiąca matka, która jednak nie chce mścić się na oskarżonych, ale pragnie po prostu prawdy i spokoju, że wie jak wyglądały ostatnie chwile ukochanego człowieka... Dla mnie młodej osoby patrzenie na proces 16 latków był tym bardziej emocjolany, że utożsamiałam się z nimi. Główną ich winą było przecież wyróźnianie się i walka o prawo do bycia sobą...

Dla mnie wyznacznikiem, że dana produkcja jest dobra jest jeśli kilka dni po jej obejrzeniu ciągle do niej powracam myślami. Po "Diabelskiej przełęczy" tak właśnie mam. Opowiadam o niej już większości znajomym i planuję obejrzeć ponownie. Polcam gorąco ten film, bo historia w nim zawarta z pewnością intryguje i daje trochę do przemyślenia...