wtorek, 27 grudnia 2016

"Maybe someday"



Miłość. Nieskończone źrodło inspiracji dla pisarzy, poetów, artystów. Uczucie o tysiącach odcieni, niejednoznaczne, tajemnicze. Tak poszukiwane i znienawidzone. Każdy moim zdaniem lubi o niej czytać, oczywiście w odpowiednim podaniu. W tym przypadku naprawdę łatwo bowiem ująć temat w sposób płaski, standardowy, mało pasjonujący. Tym bardziej moim zdaniem udana powieść z wątkiem miłosnym, bądź gdy jest on główną osią fabuły jest naprawdę godna podziwu. W moim wyzwaniu była właśnie kategoria : "Literatura obyczajowa, Romans". Spojrzawszy na tytuł i okładkę pokręciłam głową i jęknęłam. Nie lubię jednak nie dotrzymywać obietnic oraz przegrywać, toteż pod sam koniec roku sięgnęłam po nią.

Sydney jest w szczęśliwym, zadawalającym związku od dwóch lat. Ma najlepszą przyjaciółkę i współlokatorkę pod słońcem, pasjonujące ją studia. Jest szczęśliwa. W ciągu jednego dnia jej wszystkie plany, nadzieje rozlatują się w pył. Ridge wybitnie gra na gitarze. Kocha muzykę i poświęca jej dużo serca. Od pewnego czasu ma jednak problem z pisaniem słów do swoich utworów. Dostrzega on w Sydney duży talent i postanawia prosić ją o pomoc.

Uwielbiam niespodzianki i "Maybe someday" należy do nich. Nie pokładałam w tej książce ani krzty nadziei. Byłam pewna, że jej czytanie będzie wielką udręką. Z każdą stroną przekonywałam się jednak do niej i sama nie wiem, w którym momencie wciągnęła mnie w swój świat a ja nie mogłam się doczekać aż poznam dalsze losy bohaterów. Książka utrzymana jest w łatwej i  przyjemnej formie. Pełno jest w niej humorystycznych akcentów, ale są i smutne chwile. Bardzo do gustu przypadł pomysł prowadzenia narracji przez Sydney oraz Ridga.

Wielką zaletą są bohaterowie. Szybko zyskują oni naszą sympatię. Poza Ridge i Sydney mamy całą gamę charakterystycznych postaci drugoplanowych, który wkład w mój zachwyt nad tym tytułem jest znaczny.
Warren, Maggie, Brennan, Bridgett tak trudno ich nie polubić. Naprawdę rzadko jest, by tak dopracować bohaterów drugoplanowych, wręcz na równi z głównymi. Odgrywają oni wielką rolę, ponieważ zaś szybko zaczęłam ich uwielbiać bardzo mi się to podobało.

Poza genialnymi postaciami ważną rolę oczywiście odgrywa wątek miłosny. Nie jest on ani bardzo odkrywczy, bądź standardowy. W kwesti orginalności jest średni. Sposób w jaki został podany jest za to na wysokim poziomie i sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury. Odziaływuje na nasze uczucia i to w sposób nietuzinkowy. Końcówka moim zdaniem mogła być troszkę inna, ale to moje odczucia. W każdym razie nie niszczy ona poziomu całej lektury z czego bardzo się cieszę.

"Maybe someday" jest moim zdaniem sprawnie napisaną, ciekawą książką o tematyce miłosnej. Pełna śmiechu, lecz z wstawkami płaczu, zostawia dobre wspomnienia. Każdej czytelniczce ( bo moim zdaniem głównie im powinna przypaść do gustu), która pragnie poznać lekko bajkową powieść o miłości, jej sile, poświęceniu i przyjaźni polecam z całego serca. Można z nią spędzić wyjątkowe chwile. Nie jest ona może wywrotną, wstrząsającą lekturą, która zapada na długo w pamięć, lecz wyjątkowo przyjemną i łatwą pozycją.  Ogromny plus również za poruszenie wątku niesłyszenia.

Warto zauważyć, że wszystkie piosenki ( stanowią one ważny element fabuły) mają swoje polskie tłumaczenia pod koniec książki. Bardzo ciekawym pomysłem jest również stronka, na której można je odsłuchać. Interesująca koncepcja. "Maybe someday" oceniam zaś 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz