środa, 10 grudnia 2014
"Marina"
Nie oceniaj książki po okładce można, by powiedzieć, ale wszyscy czytelnicy przyznajcie się szczerze, że czasami troszeczkę tak robimy. Postępuje tak i ja czasami... Najczęściej jest , że nie pozorna książeczka potrafi nas zadziwić, wstrząsnąć i rzucić na kolana. Tym razem było jednak całkiem odwrotnie. Zapowiadało sie dobrze, ale cóż... Jeśli jest coś co uwielbiam w recenzowaniu to na pewno to, że pomaga mi się uporać z wrażeniami po lekturze a w tym przypadku są one skomplikowane.
Bohaterem jest Oscar mieszkający w starym internacie w Barcelonie. Lata osiemdziesiąte z sypiącymi się i przemieniającymi w ruine pałacykami wśród, których mieści się szkoła. Pewnego dnia udając się jak zwykle na samotny spacer postanawia zwiedzić wnętrze pewnego budynku. Wydaje się być on opuszczony, ale w środku słyszczy piękny śpiew i widzi kogoś siedzącego w fotelu. W tym momencie przygląda się akurat zegarku z wygrawerowanym napisem i wybiegając szybko zapomina się i bierze go z sobą . Kiedy później postanowia go oddać, spotyka Marine dziewczynę niezwykle tajemniczą, która zaprowadza go na zapomniany cmentarz, gdzie widzą kobiete ubraną na czarno, która w ostatnią niedziele miesiąca punktualnie o dziesiątej kładzie czerwnoną róże na jednym nagrobku....
Naprawdę nie wiem co myśleć o tej książce. Z jednej strony nie była całkiem zła, bo przeczytało mi się ją lekko i nie męczyłam się jakoś specjalnie. Z drugiej perspektywy dobry pomysł, mroczny, tajemniczy. Osadzony w intrygującej sceneri znikających pałacyków barcelońskich. Autor jednak w pewnym momencie, moim zdaniem dał się zbyt porwać wyobraźni. Co prawda na początku jego pomysł z zdeformowanymi postaciami, które pragną zabić przyjaciół był trochę straszny i ciekawy i dodawający fabule kropki nad i, to pod koniec sam po prostu wadał mi się jakby zbyt szybko zakończony i zbyt naiwny.
Nie jest to jednak zła książka, bo poza samym końcem jest naprawadę dobrą lekturą z dziwną tajemnicą, której trudno się domyślić. O miłości z góry skazanej na niepowodzenie, której dramatyczny ciąg wydarzeń wydaje się być sądzony. Eva Irinova i Michal nieszczęśni kochankowie, którzy nie mogli być razem. Mężczyzna, który wierzy, że osiągnie nie możliwego i odnalezie antydotum na wszelkie choroby i kalectwa. Naznaczony od dzieciństwa i wierny swemu przeznaczeniu do końca....
Po za tym tytułowa Marina, która szczerze jakiejś tajemnicy związanej z sobą. Samotna, której mama umarła, kiedy była mała. Żyje z tatą, którym się opiekuje i jeździ do szpitali, choć nie chce powiedzieć co mu jest i dlaczego tak często musi z nim wyjeżdżać. Oscar, który zostaje jej przyjacielem nie podejrzewa finału jaki ma się dopiero rozegrać. Nie wie też jak wysoka jest stawka. Walka dobra ze złem, lub raczej ludzi z ......... Nie chcę psuć napięcia, ale historia tych istot jest naprawdę orginalna, choć jakoś wydaje się mieć początek w naszym tak odwiecznym pragnieniu by bawić się naturą i ją pouczać.
Książce tej daję 3/5, bo mam wobec niej tak zagmatwane odczucia, że ta ocena wydaje się je najlepiej tłumaczyć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz