czwartek, 21 sierpnia 2014

Małe kobietki


Są książki od których bije jakiś trudny do wyrażenia urok. Od małych kobietek bije on w wzwiększonej ilości. Suknie, kapelusze, parasolki nie naganne zwyczaje. Jednak nawet wśród gęstych jak zalewajka zasad Savoir-vivre może znaleźć się miejsce na zabawę,  niewinne wygłupy. Zwłaszcza kiedy ma się za towarzysza trzy własne siostry, które w trudnych czasach wojny secesyjnej nie chcą tracić radości życia.

Lektura ta opowiada o czterech siostrach Meg, Jo, Beth i Amy. Tak różnych od siebie nie raz kłócąch się, ale zawsze trzymających się razem gdy do okien ich domu zagląda bieda, choroba lub wojna. Meg poważna, przestrzegająca wszystkich pisanych i nie pisanych zasad obycia w towarzystwie, która zastępuje dziewczynką mamę, kiedy ta będzie zmuszona je opuścić na dłuższy czas. Energiczna Jo, która  nienawawidzi sztywnego zachowania na np, przyjęciach,która zwyczajnie drwi sobie z zachowania, ktore tak skrupulatnie przestrzega jej starsza siostra. Ponadto marzy ona o karierze pisarki, lub aktorki. Miejąca dobre serce i  uzdolniona muzycznie nieśmiała Beth, oraz lekko przemądrzająca się Amy. Do ich zbaw i perypeti dołacza się też samotny, bogaty sąsiad Lauwrence i jego dziadek. Nad wszystkim czuwa zaś dobra i opiekuńcza mama gotowa w każdej chwili przyjść z pomocą swym dorastającym córką.

Pozycja ta bardzo przypadła mi do gustu. Pełna dobroci i klimatu dawnych czasów. Do tego nigdy nie nudzące się bohaterki, których głowy aż kipią od pomysłów. Klub Pickwicka, skrzynka pocztowa, przedstawienia teatralne. W ich domu nie ma czasu na nudy. Po zatym z tyłu czai się też morał. Siostry bowiem poza zabawą, która pomaga im zapomnieć o dręczących je problemach starają się też stawać lepsze. Panować nad emocjami, próżnością, gniewem, lenistwem. Z każdej ich przygody wychyla się ziarenko mądrości, które czegoś je uczy. Po za tym  adoratorzy starający się o najstarszą siostrę i przyjażń młodszej, która niechybnie przeradza się w miłość....

Kiedy czytałam tą książkę, czas lecial mi bardzo szybko. Wystarczyły mi pierwsze trzy kartki by zatracić się w tym świecie, który choć już przeminął nadal nas zachwyca. Druga połowa XIX wieku to jeden z moich ulubionych okresów. Miłość do niego zapewnie zrodziła się u mnie już wtedy gdy po raz trzeci i czwarty czytałam "Anię z Zielonego Wzgórza". Co ciekawe wczoraj odkryłam, że istnieje część dalsza "Małych kobietek" tej samej autorki pod  tytułem "U progu życia".

Książce tej daję 4/5, bo oczarowała mnie i długo jeszcze będę do niej powracać myślami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz